niedziela, 17 grudnia 2017

"Światło, które utraciliśmy" Jill Santopolo




"Światło, które utraciliśmy" 
Jill Santopolo


Ocena: 8/10





"Lucy i Gabe poznali się 11 września 2001 roku. Gdy wieże WTC runęły, a pył przykrył Nowy Jork, zrozumieli, że życie jest zbyt kruche, by przeżyć je bez pasji i emocji. I zbyt krótkie, by nie być razem.
Wkrótce jednak Gabe postanawia przyjąć pracę reportera na Bliskim Wschodzie i wtedy wszystko się zmienia. Lucy dowiaduje się o jego decyzji w dniu, w którym produkowany przez nią program telewizyjny zdobywa nagrodę Emmy. Dzień jej triumfu staje się też dniem, w którym coś nieodwracalnie się kończy. W kolejnych latach Lucy będzie musiała podjąć niejedną rozdzierającą serce decyzję. Czy pierwsza miłość okaże się też ostatnią?"

Każdy miłośnik książek za pewne czytał i widział nie jedną recenzję oraz opinię na temat tej słynnej, spektakularnej powieści tj. "Światło, które utraciliśmy". Ten fakt nie ominął oczywiście i mnie :) Będąc w księgarni - nie mogłam się powstrzymać.. i jeszcze ta ujmująca okładka.. Ahhh.. "Kupuję!" - tak też właśnie się stało.. I powiem szczerze, że jestem lekko zawiedziona...

Sama fabuła i pomysł autorki o wielkiej miłości, która mimo upływu lat i mimo tak wielkiej rozłąki wcale nie wygasła, jest naprawdę interesujący i wprowadza w świat marzeń ( w końcu, która kobieta nie marzy o miłości pełnej wrażeń, uniesień i takiej, za którą oddałoby się życie??). Jednak egoistyczne podejście Gabe'a odnośnie porzucenia wszystkiego dla pracy oraz zostawienie Lucy zniechęciło mnie do głównego bohatera.. W końcu chyba na tym polega miłość? Na poświęceniu, wspieraniu i kompromisach, prawda? Zdecydowanie Gabe nie wiedział, czym jest faktycznie to uczucie...

Jednak, pomijając powód, dla którego miała miejsce rozłąka między dwojgiem zakochanych ludzi, książka naprawdę jest warta uwagi. Sceneria przedstawiająca tragedię, jaka miała miejsce 11 września 2001 w Nowym Jorku, a tym samym kiedy rozpoczyna się wielka miłość bohaterów, jest intrygująca i wciągająca. Nie na próżno książka rozpoczyna się od takiego wydarzenia... 

Czy tragiczny początek będzie miał szczęśliwe zakończenie???

"Potem przez wiele lat nękały mnie wyrzuty sumienia. Czułam się winna, że pocałowaliśmy się po raz pierwszy, kiedy miasto stało w płomieniach, a ja w takiej chwili potrafiłam się w tobie zatracić.(...) Śmierć sprawia czasem, że ludzie garną się do życia. Tamtego dnia my również chcieliśmy żyć i nie wstydzę się tego. Już nie."

Przeczytajcie sami :)

P.S. Mimo swoich "osobistych" obiekcji odnośnie tej powieści - szczerze ją polecam :)

Zaczytanej niedzieli! :)



















2 komentarze:

"Marlene" Hanni Munzer

Ocena: 8/10 "Monachium, lipiec 1944 roku, Marlene Kalten, przyjaciółka Debory Berchinger, stoi w milczeniu przed zbomb...